...bez forsy i bez braw, jedynie dla sprawy....
Kiedy 11-12 lat temu trafiałam do kolejnego już z kolei szpitala, nie przypuszczałam, że spędzę tu kolejne 4 miesiące swojego życia. Życia w obawie przed kolejną godziną, dniem, tygodniem. Odliczając kolejne godziny zbliżające mnie do spotkania z moimi córeczkami. Z perspektywy czasu dopiero dochodzi do mnie
fakt wielkiego szczęścia jakie mnie spotkało. Jako młoda mama nie byłam może wszystkiego świadoma, zawierzałam lekarzom i temu,że musi się udać. A przecież nie wszystkim się udawało. przez te miesiące spotkałam wiele kobiet które nie miały tyle szczęścia co ja.
Klinika położnicza ul. Karowa w Warszawie oddział patologii przewlekłej ciąży. Do szpitala przyjechałam autobusem, ze skierowaniem po najzwyklejszym USG- które tego dnia zrobiłam w przychodni rejonowej.
W poczekalni spędziłam 3 godziny, trafiam na USG- potem wielkie zamieszanie, szum, 2,3,5 lekarzy, łóżko, przewóz na górę na odział sama nie wiem co się działo przez kilka godzin istny mętlik w głowie.
Po dwóch dniach diagnoza - zespół TTS. Lekarze wyjaśniają tłumaczą,jak się potem okazuje w większości pozostawiając mnie nieświadomą, nie chcąc denerwować. Lekarzem prowadzącym okazuje się być Nikola, moja drużynowa z harcerstwa. ;) To ona mnie informuje,że kilka dni przede mną trafiła do nich dziewczyna w ciąży z tym samym zespołem, niestety nie zdołali zahamować już porodu , dziecko urodziło się z waga 250g, drugi bliźniak 650 g.Dzieci walczą. Potem w odstępie kilku dni wyjdziemy ze szpitala. Pokazała zdjęcia dzieci są u nich na neonatologii, rozumiecie- 100 m dalej leżą kruszynki, które nie miały tyle szczęścia co moje maleństwa. Gazety o tym huczały. Kilka gazet udało mi się przechwycić, doczytać. Strach narastał, a moje dziewczynki dopiero co ważyły bl I- 350 g, bl.II-800g. . Zaczyna się walka. Eksperymentalne leczenie,mnóstwo zastrzyków, pigułek, kroplówek.
Kilkaset badań-i USG-a przy wszystkich badaniach, otaczające nas serduszka,. tak to sprzęt Owsiaka,
pomógł moim maleństwom dotrwać przeczekać do 32 tygodnia- zaczęty 33 tydzień, poród- dziewczynki za sprawą sterydów podawanych mi przez 4 miesiące rodzą się duże ale najważniejsze z rozwiniętymi pęcherzykami płucnymi, oddychają same. Pierwsza Maja- 2050g, - 10 punktów,i brawa na sali dwóch zespołów lekarzy i dwóch zespołów neonatologicznych, Zaraz po niej bo tylko 4 min- Marlenka 2090. - 10 punktów, czy ktoś bił brawo nie wiem bo płakałam. Okruszki pojechały na badania, po 2 godzinach się spotkaliśmy ponownie i już się nie rozstajemy. Wyszłyśmy ze szpitala po 6 dniach, z wagą 1900 g. ;). Były jak małe ptaszki. najmniejsze śpioszki 56 cm na nóżkach podwijałam jeszcze 15 cm..
Dzięki tym wielkim serduszkom, które w tym okresie grały, mogłam poczuć co to znaczy być mamą, pokochać miłością wielką i bezgraniczną.
W kolejnych latach nie raz , nie dwa korzystaliśmy ze sprzętu, który zostawał zakupowany dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Dzięki każdej złotówce która została wrzucona do puszki i każdej osobie, która w ten , czy w inny sposób przyczyniła się do zbiórki. Od ponad roku jeżdżąc do szpitala w Białymstoku, widzimy na każdym kroku serca, które przypominają mi,że warto pomagać. To ,że możemy
w szpitalu tym diagnozować naszą Juleczkę, teraz i Zuzię w dużej mierzę właśnie zależy od takich serduszek jak wasze.,od waszych składek., grosików.
Jeszcze dziś i jutro , macie okazje licytować produkty :AUKCJE WOSP
zapraszam na licytacje u blogowych koleżanek;
ZAMIAST
PIEGOWATEGO SERCA
FOGGIA
MARYS
GROSZKOWO MI
Kiedy 11-12 lat temu trafiałam do kolejnego już z kolei szpitala, nie przypuszczałam, że spędzę tu kolejne 4 miesiące swojego życia. Życia w obawie przed kolejną godziną, dniem, tygodniem. Odliczając kolejne godziny zbliżające mnie do spotkania z moimi córeczkami. Z perspektywy czasu dopiero dochodzi do mnie
fakt wielkiego szczęścia jakie mnie spotkało. Jako młoda mama nie byłam może wszystkiego świadoma, zawierzałam lekarzom i temu,że musi się udać. A przecież nie wszystkim się udawało. przez te miesiące spotkałam wiele kobiet które nie miały tyle szczęścia co ja.
Klinika położnicza ul. Karowa w Warszawie oddział patologii przewlekłej ciąży. Do szpitala przyjechałam autobusem, ze skierowaniem po najzwyklejszym USG- które tego dnia zrobiłam w przychodni rejonowej.
W poczekalni spędziłam 3 godziny, trafiam na USG- potem wielkie zamieszanie, szum, 2,3,5 lekarzy, łóżko, przewóz na górę na odział sama nie wiem co się działo przez kilka godzin istny mętlik w głowie.
Po dwóch dniach diagnoza - zespół TTS. Lekarze wyjaśniają tłumaczą,jak się potem okazuje w większości pozostawiając mnie nieświadomą, nie chcąc denerwować. Lekarzem prowadzącym okazuje się być Nikola, moja drużynowa z harcerstwa. ;) To ona mnie informuje,że kilka dni przede mną trafiła do nich dziewczyna w ciąży z tym samym zespołem, niestety nie zdołali zahamować już porodu , dziecko urodziło się z waga 250g, drugi bliźniak 650 g.Dzieci walczą. Potem w odstępie kilku dni wyjdziemy ze szpitala. Pokazała zdjęcia dzieci są u nich na neonatologii, rozumiecie- 100 m dalej leżą kruszynki, które nie miały tyle szczęścia co moje maleństwa. Gazety o tym huczały. Kilka gazet udało mi się przechwycić, doczytać. Strach narastał, a moje dziewczynki dopiero co ważyły bl I- 350 g, bl.II-800g. . Zaczyna się walka. Eksperymentalne leczenie,mnóstwo zastrzyków, pigułek, kroplówek.
Kilkaset badań-i USG-a przy wszystkich badaniach, otaczające nas serduszka,. tak to sprzęt Owsiaka,
pomógł moim maleństwom dotrwać przeczekać do 32 tygodnia- zaczęty 33 tydzień, poród- dziewczynki za sprawą sterydów podawanych mi przez 4 miesiące rodzą się duże ale najważniejsze z rozwiniętymi pęcherzykami płucnymi, oddychają same. Pierwsza Maja- 2050g, - 10 punktów,i brawa na sali dwóch zespołów lekarzy i dwóch zespołów neonatologicznych, Zaraz po niej bo tylko 4 min- Marlenka 2090. - 10 punktów, czy ktoś bił brawo nie wiem bo płakałam. Okruszki pojechały na badania, po 2 godzinach się spotkaliśmy ponownie i już się nie rozstajemy. Wyszłyśmy ze szpitala po 6 dniach, z wagą 1900 g. ;). Były jak małe ptaszki. najmniejsze śpioszki 56 cm na nóżkach podwijałam jeszcze 15 cm..
Dzięki tym wielkim serduszkom, które w tym okresie grały, mogłam poczuć co to znaczy być mamą, pokochać miłością wielką i bezgraniczną.
W kolejnych latach nie raz , nie dwa korzystaliśmy ze sprzętu, który zostawał zakupowany dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Dzięki każdej złotówce która została wrzucona do puszki i każdej osobie, która w ten , czy w inny sposób przyczyniła się do zbiórki. Od ponad roku jeżdżąc do szpitala w Białymstoku, widzimy na każdym kroku serca, które przypominają mi,że warto pomagać. To ,że możemy
w szpitalu tym diagnozować naszą Juleczkę, teraz i Zuzię w dużej mierzę właśnie zależy od takich serduszek jak wasze.,od waszych składek., grosików.
Jeszcze dziś i jutro , macie okazje licytować produkty :AUKCJE WOSP
zapraszam na licytacje u blogowych koleżanek;
ZAMIAST
PIEGOWATEGO SERCA
FOGGIA
MARYS
GROSZKOWO MI
Poplakalam sie czytajac Twojego posta.. Ciesze sie, ze wszystko dobrze sie skonczylo i masz takie cudne dzieciaczki, ale nie zazdroszcze Ci tego co przezylas :-) Calym sercem popieram akcje Owsiaka i zawsze sie do niej przylaczam. W jednosci sila! Tule mocno i pozdrawiam..
OdpowiedzUsuńbuuuuuuuuu i ja uroniłam łezkę czytając Twój wpis .. Ja też wkoło widzę owsiakowe serduszka .. I pomagam od wielu lat !! Popieram w całej rozciągłości Wielką orkiestrę i cieszę się ogromnie , że Twoje córeczki mają się dobrze ! Pozdrawiam cieplutko !!
OdpowiedzUsuńnie wiem co napisać.....mieszkam narazie w UK i powiem szczerze, że brakowało mi polskiego podejścia do ciąży. W sumie do dnia dzisiejszego twierdze że miałam sporo szczęścia i mojemu dziecku nic nie było, (przez całą ciąże miałam zrobione 2 razy USG i tyle)
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za aukcje!!!
Agnieszka z otwartaszuflada.blogspot.com
Mój najmlodszy babel urodził się w 34 tyg. też po, co prawda duzo krótszej, ale walce o każdy dzień dużej. Wyobrażam sobie co przechodziłaś. Gdy wszystko kończy się dobrze, człowiek dopiero dostrzega ile w zyciu ma szczęścia, którego na codzień nie dostrzega.
OdpowiedzUsuńCałuję
Ewa
Aż się wzruszyłam... :-)
OdpowiedzUsuńZnam Kiniuś Twoja historię, i będąc w szpitalach nie raz spotykałam sprzęt Wielkiej Orkiestry.. Jurek to niezwykły człowiek, fenomen na skalę świata, potrafi skrzyknąć wszystkich by działali w dobrej wierze. Teraz jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że pieniążki pomogą i starszym osobom. Jednak za każdym razem gdy widzę serduszko Wielkiej Orkiestry na sprzęcie medycznym , a jest prawie na każdym zastanawiam sie co by to było gdyby nie taki Owsiak.. dlaczego żyjąc w normalnym kraju, płacąc składki sami niejako musimy zadbać o sprzęt ratujący życie.. smutne to....
OdpowiedzUsuńoj i ja się zastanawiam, na czym byśmy byli leczeni i diagnozowani do tej pory, chyba puste ściany by stały na co drugim oddziale. Ostatnio jak byliśmy z Julkę w Białymstoku, kiedy jej badali wyrzuty w nocy , każdy sprzęt na którym miała diagnostykę był oserduszkowany ;)
OdpowiedzUsuń:')♥
OdpowiedzUsuńOj wzruszyłaś mnie swoja historią... dobrze że jednak wszystko się tak skończyło i masz swoje dwa skarby (a teraz już nawet 4 :P ) przy sobie...
OdpowiedzUsuńSama rodziłam niedawno i też widziałam na oddziale mnóstwo sprzętu oznaczonego serduszkami... przykre jest tylko to , jak już ktoś wyżej napisał, że sami musimy zbierać na sprzęt ratujący życie, pomimo płacenia składek (i to wcale nie małych)...
Sama dołączyłam do akcji - bo kazdy grosz sie liczy... i życzę by Twoje prace osiągneły bardzo wysokie ceny :)
Jestem szefem sztabu WOŚP u siebie w mieście, i wśród tych wszystkich głosów krytyki, cieszę się, że dzień przed całym Finałem zdążyłam wejść jeszcze na Twojego bloga. Dziękuję Ci, za to co tutaj napisałaś, jeszcze bardziej wierzę w to wszystko. I mimo tego, ze bardzo mocno przyjmuje do siebie każdy negatywny głos, nawet taki, który nie jest wprost wymierzony do mnie, to takie wyznania, jak Twoje robią gdzieś w moim sercu jeszcze większy oddźwięk na szczęście. Popłynęło parę łez i dziękuję. Jeszcze raz mocno dziękuję za Twoją obecność. Czuję, że mam stu procentowe, a nawet jeszcze większe siły od razu na jutrzejszy, jakże ciężki, ale radosny dzień!
OdpowiedzUsuńWzruszająca historia na szczęście z Happy Endem, najgorsze na świecie są właśnie choroby wśród dzieci Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńRyczę tutaj. Krytykę słyszę czasami ale się na nią oburzam, bo dla mnie najważniejszym argumentem są serduszka na sprzęcie. Bez orkiestry nie byłoby tego sprzętu. Koniec kropka.
OdpowiedzUsuńZawsze wrzucamy do puszek WOŚP, warto pomagać, bo nigdy nie wiadomo czy sama nie znajdę się w podobnej sytuacji :)
OdpowiedzUsuńWarto dla takiego szczęścia.
Poryczałam się. Przytulam.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się:')
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie widzialam oserduszkowanych sprzetow, po prostu nie mialam okazji od 12 lat mieszkam za granica ale wiem ze sa i chce zeby bylo ich coraz wiecej i co roku robie cos zeby wspomuc ta akcje. Ja ma szczescie mieszkac w Szwajcarii gdzie opieka zdrowotna jest na bardzo duzym poziomie ale chce miec pewnosc ze moi bliscy, ktorzy mieszkaja w Polsce tez moga liczyc na sluzbe zdrowia. Mimo ze ta akcja jest piekna, final zawsze wzrusza, jest duzo fajnej muzyki to moim cichym marzeniem jest to zeby kiedys sie to skonczylo, zeby panstwo polskie poprosilo Jurka Owsiaka o zaprzestanie zbiorki, bo juz nie bedzie takiej potrzeby. Tak, tak wiem to utopia ale kto mi zabroni marzyc...
OdpowiedzUsuńniestety nic się na to nie za powiada, a tych wszystkich krytykujących zaprosiłabym na kilkudniowy wyjazd po mazurskich wsiach.5 lat temu się tu wprowadziłam, i to co zastałam, wywarło na mnie nieopisane piętno. Ludzie żyjący w skrajnej biedzie, dzieci chodzące z moimi córkami do klasy z zezami, bo rodziców nie było stać zawieść dzieci do poradni szpitala na prosty zabieg. Co tu mówić, najbliższą poradnia laryngologiczna oddalona jest 120 km , w jedną stronę. Poradnia endokrynologiczna 200 km w jedną stronę, na wizytę w szpitalu na cito czekałam 3 miesiące, po czym wyszłam z niekompletnym pakietem badań, bo nie było sprzętu wolnego na zrobienie diagnostyki, po 2 tygodniach w szpitalu wyszłam bez zrobionego USG- za to ze skierowaniem na nie, co z tego,za 2 tygodnie znowu trzeba było pokonać 400 km, I pytam sie jaka w tym jest logika skoro nie mam poradni bliżej a skierowanie które dostaję z Białegostoku jest nieważne w moim rejonie, pomijam już USG- bo i tak nigdzie bliżej nie miał by mi kto go zrobić dzieciom, bo brak specjalistów jeszcze w Olsztynie musiałabym szukać , kogoś z polecenia, ale badania krwi, poziomy hormonów, na celalkię to skierowanie także są nieważne. I idę do przychodni i robię prywatnie mimo,ze opłacam niemałe składki z prowadzenia dwóch firm. Bo przecież nie pojadę z dzieckiem 400 km i potem jeszcze raz po odbiór wyników i tak już niektóre zakłady analityczne idą nam na rękę i wysyłają nam wyniki na pocztę e-mail. nie wspomnę o wspaniałej Pani doktor, która odbywa z nami wizyty tzw, telefoniczne, My dzwonimy, podajemy wyniki ona ustala leczenie, aby uniknąć męczących podróży co miesiąc z dwoma córkami w dwóch ośrodkach to 4 wyjazdy w miesiącu. I my mamy łatwiej, bo nikt nas nie musi zwalniać z pracy sami sobie ustalamy godziny pracy, a co z ludźmi którzy musza się zwalniać z pracy, 2 rodziców ( jeśli np, mama nie ma prawo jazdy, albo ewentualnie jedzie sam tata, który nie zawsze przekaże po powrocie to co trzeba mamie:). Więc mimo tzw. darmowej służby zdrowia, za leczenie dzieci nie płacę jedynie za pobyty w szpitalu, reszta jest na moich barkach. I wszystkich którzy nie widza sensu akcji zaprosiłabym do siebie i przewiozła po okolicznych wioskach, nie było by domu do którego by weszli gdzie nie było by tragicznej historii, gdzie dzieci umierają na wyrostki, kobiety rodzą dzieci z wadami serca o których dowiadują sie po porodzie itd itd,
UsuńMoze ja sie zle wyrazilam ale ja nie jestem przeciwna tej akcji nawet jestem bardzo za. Ja pochodze z lubelszczyzny i tam dalej mieszka moja mama, moj brat, wiem jak wyglada tam leczenie, nie mialam tylko nigdy do czynienia z leczeniem dzieci z oddzialami szpitalnymi dla maluchow i co za tym idzie nigdy na wlasne oczy nie widzialam serduszkowego sprzetu. Chcialabym tylko aby w kiedys panstwo polskie moglo sobie pozwolic na sprzet do szpitali, zeby tych szpitali bylo coraz wiecej. WOSP to jeden z powodow dla ktorych jestem dumna ze jestem polka.
UsuńI ja tu poplakusialam sie, wszystkie sa takie sliczne - te Twoje Coreczki.... God bless You all!
OdpowiedzUsuńKiniu, zajrzyj do mnie, nie chce mi się drugi raz Ci tego pisać...
OdpowiedzUsuńjuz jutro WoSP ;)
OdpowiedzUsuńDreszcze mnie przechodzą, jak pomyślę sobie co musiałaś przeżyć będąc w takiej trudnej ciąży. Okropność.
OdpowiedzUsuńSama nie miałam (na szczęście) "okazji" oglądać specjalistycznych, szpitalnych sprzętów, ale wciąż wokół słyszę to co Ty napisałaś powyżej, że oserduszkowanych maszyn jest mnóstwo. Napawa mnie dumą, że istnieją Polacy, którzy są w stanie taką akcje zorganizować, no i że społeczeństwo z roku na rok wrzuca do puszek coraz więcej pieniążków.
Swoimi akcjami zachęciłaś mnie do zrobienia czegoś dla Orkiestry. Szkoda, że wcześniej na to nie wpadłam bo bym jakieś Ofce wymościła na aukcje. Może w przyszłym roku się uda.
Jejku, wzruszyłam się jak to czytałam!
OdpowiedzUsuńPoryczałam się... Znając historie takie jak Wasza i mojego szwagra, który leżał przez 19 dni pod respiratorem zakupionym przez WOŚP nie waham się przed wrzuceniem do puszki. Ci co krytykują, nie robią nic aby poprawić sytuację w zakresie zdrowia i opieki medycznej, nie obchodzi mnie ile kto bierze za "orkiestrę", widać wystarcza i dla nich i na sprzęt, a ministerstwo zdrowia bierze dla siebie, a z nami- pacjentami, już się nie podzieli... A orkiestra niech gra!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuuuużo zdrowia dla córeczek!
Wspaniały post!
OdpowiedzUsuńSerce boli i łzy lecą jak się to czyta :* Dziewczynki są śliczne i mogą być dumne, że mają taką SuperMamę! Ściskam mocno ♥
OdpowiedzUsuńJest to przerażająca prawda, dobrze, żę są takie akcje tacy ludzie skoro nie pozostaje nam nic innego jak wziąść sprawę we własne ręce, dołóżmy swoich starań skoro na państwo liczyć nie można!!!
OdpowiedzUsuńCieszę się że mimo zapewne Twojego strachu, obaw skończyło sie pomyślnie i masz zdrowe dziewczynki;)
Pozdrawiam cieplutko
Wspaniały post :) Sama z drugim synkiem musiałam leżeć prawie 4 miesiące. Wiem co przeszłaś :) Masz wspaniałe córeczki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
wzruszające...cieszę się,że wszystko dobrze się skończyło wiem co przeżywałaś ja z moją pierwszą córeczką nie miałam tyle szczęścia ...i mam od 13 lat aniołka który czuwa nad nami...
OdpowiedzUsuńŚciskam cie mocno w moim serduszku, nie jestem w stanie pojąć twojego bólu, mogę tylko po prostu być zawsze gdy będziesz chciała,Piecyk
Usuńdziękuję;-)
UsuńJa jestem w 34 tyg. Pół ciąży na podtrzymaniu, ale jestem dobrej myśli..
OdpowiedzUsuńTeraz siedzę i ryczę jak bóbr. Niestety jest tak, że czytając o czyimś nieszczęściu docenia się własne szczęście i to co się ma. Cieszę się bardzo, że u Was wszystko skończyło się dobrze..
Dziękuję, że do mnie zajrzałaś i tym sposobem ja trafiłam do Ciebie. I zostaję, bo szanuję takich ludzi jak Ty. Jestem zbyt wzruszona, żeby pisać więcej, ale wkrótce wrócę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń